Chociaż większość z nas uczy się języka angielskiego przez bardzo długi czas, a niektórzy znają go perfekcyjnie, to wcale nie oznacza, że podróżując po świecie nie napotkamy żadnych problemów z komunikacją. Jest to jak najbardziej możliwe, ponieważ w niektórych miejscach powstały bardzo specyficzne dialekty, które różnią się od siebie nie tylko fonetyką i słownictwem, ale niejednokrotnie również gramatyką.
Jest to często spore zaskoczenie dla tych osób, które uważają, że angielski mają w przysłowiowym małym paluszku. Gdzie można spodziewać się największych kłopotów z porozumiewaniem? Przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, a także w Londynie i Dublinie.
Bardzo ciekawym dialektem jest zwłaszcza londyński Cockney. Kojarzony jest on z niższymi warstwami społecznymi, dlatego często można spotkać się z nim w barze, sklepie, czy po prostu na ulicy. Różni się on od klasycznego angielskiego zarówno wymową, jak i gramatyką. W dialekcie tym wyróżnia się jeszcze specyficzny odłam zwany Cockney Rhyming Slang, który powstał w XIX wieku – zgodnie z jego zasadami w zdaniach stosuje się rymy do wyrazów będących skojarzeniami do słowa, które zostało w tym zdaniu użyte. Przykładem może być zdanie „You have very nice bacons”, gdzie wyraz „bacons” oznacza „legs” czyli nogi. Skąd takie skojarzenia? Otóż „legs” rymuje się z „eggs”, a jajka to przecież składnik ulubionego śniadania Anglików, czyli jajek na bekonie i stąd mamy „bacons”.
Sporo trudności w porozumiewaniu się stwarza też tzw. szkocki angielski, który od klasycznej angielszczyzny różni się zwłaszcza akcentem. Posobnie wygląda sprawa z tzw. irlandzkim angielskim (Hiberno-English), w którym cześć wyrazów wymawia się zupełnie inaczej, a niektóre mają nawet inne znaczenie niż w klasycznym angielskim. Warto chociażby wspomnieć, że wyraz „meet” nie oznacz tu spotkania, ale pocałunek, stąd tez nietrudno w tym dialekcie o różnego rodzaju niezręczne pomyłki.